Samozwańczy DJ

Samozwańczy DJ

Miałam znowu na siłę wymyślić wpis, który gwarantowałby ✰ r o z r y w k ę ✰, ale ile można silić się na wymyślanie? Minus działalności tego bloga jest taki, że chociaż zamysł zakrawał o konkretną tematykę, teraz koło żadnego „konkretu” nie stoi. A za późno już w zasadzie by się określić, więc skazani jesteśmy na nic konkretnego. [w tym miejscu pojawić się może dźwięk wołania o litość]

Spokojnie, nie mam aż tyle czasu, więc powinnam się streścić [reaction sound]

Gdybym mogła wziąć ten post na poważnie, sama dla siebie, to co bym napisała? Pewnie jakieś smęty, bo w zasadzie dzień taki jest, prawda? Może tylko dla mnie, szczerze mam nadzieję, bo szkoda by było żeby okres poświątecznego wypoczynku zwieńczać niepotrzebnym, wręcz niechcianym poczuciem niespełnienia.
Kurcze, moje emo feelings szybko ujrzały światło dzienne, o nieeeee, lata przykrywania ich marnym żartem znowu poszły w daleką podróż.
O, to wiem co zrobię, ha!

Panie i Panowie [reaction sound] przedstawiam moją prawie-pasję:
SPOTIFYYYY .
Dokładnie tak, uznaję to za personalną laurkę, to jak dobre playlisty potrafię stworzyć, aczkolwiek przyznaję, są one laurkami, które sama sobie daję. Zrobienia playlisty dla kogoś jeszcze nie praktykowałam, a to może być naprawdę dobry pomysł na prezent, zaraz obok pisania listów. Tak, robię je dla siebie, na każdy miesiąc, na każdy rodzaj samopoczucia, ale co fascynujące, opanowałam też zdolność zmieniania opisów i okładek! To tutaj powinny pojawić się owacje!
Do moich personalnych faworytów należą chyba:

1. pedałowanie – playlista początkowo stworzona do moich wypraw na rower, ale po tym jak mój rower odmówił współpracy na czas bliżej nieokreślony, pozwolę jej spełniać funkcję „beztroskich piosenek wiosny”

2. *tips that old fedora* – ta jest dość jasno określona gatunkowo, bo jest udokumentowaniem mojej chwilowej fascynacji sceną zdominowaną głównie przez czarnoskórych muzyków.

3. złe dziewczyny – tylko żeńskie wokale i dość gniewne akordy. Potrzebowałam raz poczucia „solidarności jajników”, więc zrobiłam sobie playlistę, która w dodatku podnosi na duchu.

4. cześć – jedna z najbardziej personalnych, ale też najmniej konkretnych. Jest to po prostu zbiór piosenek, które zapadają mi w pamięci na dłużej i przywołują konkretne wspomnienia. To ja, trwam ponad siedem godzin.

Może się mylę, ale wydaje mi się, że to był niezły pomysł na post. Dość oryginalny, a pochwaliłam się ile mogłam, wygadałam. Uważam, że spotify premium to była jedna z najlepszych inwestycji i chyba fakt, że do moich ulubionych aplikacji nie należy już Subway Surfers albo Candy Crush świadczy o nieuniknionym dorastaniu.
Miłego dnia!

< poprzedni post || następny post >

Tagi: , ,